Archiwum październik 2016


paź 22 2016 Kolejny,totalnie zwykly dzien
Komentarze: 0

I jest ..kolejny dzień...wstałam,a raczej zwlokłam sie z łóżka.Czas,start...zagladam do Żuka...Żuku lat 5,fajny facior,troche samotnik,maly domator...nadal spi,ide sie umyc,spedzam chwile w "samotni",kozystam poki moge,wiec biore prysznic,a raczej stercze pod goracym strumieniem wody..wylaczona,nie myslaca..tak na chwile...Dlugo to nie trwa..otwieraja sie drzwi i slysze -Dzien dobry mamusiu...moze jakiegos buziaczka i tulaska?..Kolejny "rytual"dnia,aczkolwiek ten nalezy do tych przyjemnych....otwieram kabine i witam sie z Żukiem,jeszcze troche zaspanym.Szybko koncze prysznic i wychodze.Kiedy docieram do pokoju młody chowa sie pod koldra w moim lozku,Oczywiscie szukam go wszedzie i nie moge znalezc,a on sie chichra dumny z siebie,bo tak dobrze sie ukryl...w koncu po chwili wskakuje na lozko i laskocze go przez koldre...To jest jeden z momentow,ktory "koloruje" szara codziennosc....Chwile lezymy razem,Żuku opowiada co mu sie snilo,troche milczymy przytuleni.Pozniej sniadanie...oczywiscie musowo platki z mlekiem...takie upodobanie od 7 msc-y,codziennie na sniadanie platki z mlekiem,nie ma mowy o czyms innym....I nachodzi mnie pierwsze pytanie...Czy to zdrowo?Bo przeciez ostatnio wszedzie czytam jak to mleko w kartonie zabija...ale co teraz nie zabija??

Normalnie po sniadaniu zbieralismy sie do wyjscia...Żuk do przedszkola na 8-30 a ja na 10ta do pracy...Niestety od 6 tygodni siedzimy w domu...Junior połamał w przedszkolu srodstopie...6 tygodni ortezy ,ktore wlasnie sie koncza...co potem...sie okaze...moze rehabilitacja,a moze nie...moze kolejne tygodnie spedzone w domu,a moze nie...kolejna niewiadoma.

Tak,wiec kolejny dzien spedzamy w domu....dlaczego w domu?A no dlatego,ze mlody ma nie forsowac nogi...jest za maly na chodzenie o kulach,a za duzy na wozek...Z reszta nie stac mnie na to,zeby kupic wozek na okres kilku tygodni...w dodatku teraz kiedy nie pracuje...Co po niektorzy pomysla -Przeciez mozna pozyczyc wozek...Mozna,ale tu sie nasuwaja kolejne pytania...a jak pozyczymy wozek i znajac zycie cos sie w nim popsuje...trzeba bedzie odkupic...tylko za co??Tak,wiec zostaje siedzenie w domu...

Pomysly na spedzanie czasu w domu juz sie wyczerpaly...Mlody juz na sama mysl o kolorowaniu,rysowaniu,czy o zabawkach wywraca oczami,z reszta ja tez...ksiazeczki,gazetki,kolorowanki....bleeee....Oboje mamy juz takie samo nastawienie do tego.Wiec co innego??Telewizor z bajkami,gry na ps...???Tez juz wychodza bokiem...Pogoda za oknem ponura,wiec mam troche mniejsze wyrzuty sumienia niz jak pogoda jest piekna i wszyscy spaceruja.

Tak,wiec siedzimy...mlody u siebie,ja u siebie...Żuku bawi sie w pokoju,a ja doslownie gapie sie w ekran wylaczonego telewizora...mam pustke w glowie.Dochodza do mnie rozne bodzce..oczywiscie wszystkie kraza wokol kwestii pieniedzy...przytlacza mnie mysl,ze nie wroce do swojej pracy...oczywiscie umowa zlecenie byla,wiec nikt nie musial na mnie czekac,az mlody sie wykuruje i wrocimy do naszego trybu przedszkolno-pracowniczego.Dobija mnie swiadomosc,ze znowu jestem w punkcie wyjscia.Pol roku temu sklep w ktorym pracowalam splajtowal i zostal zamkniety,a bylam taka zadowolona,ze mam prace dopasowana godzinowo do przedszkola syncia...sama go zaprowadzalam,sama go odbieralam i jakos to funkcjonowalo...Przygarnela mnie znajoma,ktora prowadzi pub..moze to nie byla wymarzona praca dla samotnej mamy,ale zawsze praca,a co najwazniejsze dochody....Problem zaczynal sie w kwestii odbierania Żuka z przedszkola,bo praca moze i na pierwsze zmiany,ale bylo to w godzinach 10-19...

Mowiac "samotna mama"nie chodzi mi tylko o partnera w zyciu...naprawde jestem TU totalnie sama.Rodzice dawno po rozwodzie.Mieszkaja ze swoimi rodzinami za granica...Wiedzie im sie dobrze.Maja dzieci w swoich nowych zwiazkach,a ja zostalam..zapomniana...Nie pytajcie dlaczego,bo sama nie wiem.Tak,wiec jestem tu sama z Żukiem.Kiedys bylo mi przykro z tytulu braku rodziny,teraz jest mi przykro poniewaz moj maly faciorek nie ma rodziny...Babcia,dziadek,wujek,ciocia...brak.Przykro mi,ze moje dziecko nie wie co to znaczy np.niedzielny obiad u rodzinki,czy wspolne swieta.No wlasnie..swieta...lada moment beda kolejne..,.we dwoje...smutne..Bynajmniej dla mnie smutne,bo pamietam jakie byly jak bylam dzieckiem,a jakie sa teraz...Dla mojego syncia sa normalne..takie jak zawsze...Nie pamieta innych,bo innych nie bylo,wiec nie ma za czym tesknic.Mi natomist co rok chce sie plakac przy stole Wigilijnym.

Rozpisalam sie...ale tyle rzeczy chcialabym z siebie wylac...niestety czas nagli i pora usiasc do obiadu.Nie wiem czemu,ale mam na tym punkcie obsesje.Zawsze jak jestem w domu to obiad MUSI byc o 15 tej na stole...Taki moj kolejny rytual.

Do pisania jeszcze wroce....a raczej do wyzalania sie przed najlepsza sluchaczka...w tym wypadku wirtualna,kartka papieru....Zawsze pisalam pamietanik...teraz postanowilam pisac go tu.Narazie uciekam.